Z perspektywy Laury
Obudziłam się zmarznięta i leżąca na skraju łóżka mojej siostry. No tak, Van rozwaliła się na całą szerokość i jeszcze kołdrę zrzuciła na podłogę. Nigdy więcej nie przyjdę do niej spać. Ześliznęłam się z łóżka i poszłam do swojego pokoju założyć jakieś ciepłe dresy. Umyłam się a włosy związałam w niechlujnego koka. Postanowiłam zemścić się na siostrze, co prawda nie przerażę ją na śmierć ale obudzę w dość brutalny sposób. Wzięłam duże czerwone wiadro z komórki i nalałam lodowatej wody. Wróciłam do pokoju Van która spała smacznie przykryta i przytulona do beżowego misia którego jej podarowałam na szesnaste urodzinki. Wyglądała strasznie słodko więc pstryknęłam jej zdjęcia, będę miała co ustawić na tapetę. Otworzyłam szeroko drzwi, żeby w razie co mieć łatwą drogę ucieczki i stanęłam w odpowiedniej odległości. No dobra, trzeba się dobrze zamachnąć. Raz...Dwa...Trzy. Wylałam całą wodę na moją siostrę która natychmiast usiadła na łóżku z miną nie do opisania. Wyglądała jak zmokła kura. Niewiele myśląc, zaczęłam się śmiać. A ona popatrzyła na mnie wzrokiem mordercy... ocho teraz to jest wściekła zmokła kura. Trzeba wiać i tak też zrobiłam, poleciałam pędem na dół. A Van leciała za mną wrzeszcząc:
- JUŻ NIE ŻYJESZ, MŁODA! NIECH JA CIĘ TYLKO DORWĘ!!!
Na dole w pidżamie, obudzona wrzaskami stała Rydel, która kompletnie nie wiedziała co się dzieje. A ja stanęłam za nią i powiedziałam:
- Rydel ratuj. Moja siostra zwariowała już do reszty.
- Hę? - zapytała ale jak tylko ujrzala Van dodała - OMG, no ładnie ją załatwiłaś. Zgaduje że ciepła woda to to nie była.
- No... nie - odpowiedziałam szczerząc się.
- RYDEL! odsuń się i daj mi tą karykaturę, urwę jej łeb.
- Ej, ej, ej - zaprotestowałam - miało być bez przemocy, bo nas do Dlaczego Ja wezmą.
-Zalałaś mi słuchawki, ułomie! - wydarła się Van. Ups... rzeczywiście... zapomniałam, że ona zawsze zasypia ze słuchawkami na uszach. Swoją drogą, ciekawe jak ona to robi, że śpi, kiedy w uszach jej gra na cały regulator heavy metal... A sama przy tym wygląda na normalną (aha, bardzo... ta postać to druga ja, onaNIE JEST NORMALNA, Niewi xd - dop. Ciasteczkowy) można powiedzieć nawet słodką dziewczynę.
- Ups - wydusiłam.
- Ja ci dam ups! Delly odsuń się. Obiecuje że przeżyje.
- No dobra - odpowiedziała po chwili zastanowienia blondynka.
- Coo? - wydusiłam. - Niee.
- Taaak! - wykrzyknęła Van i rzucila sie na mnie, no i zaczęły się największe, dla mnie tortury. ŁASKOTKI.
OMG, nie mogłam wytrzymać, śmiałam się bez opanowania. Po chwili nie mogłam już złapać oddechu więc wydusiłam:
- Hahhah... ppprosze...hahahha...prze...prze...przestaań.
- Jak przeprosisz - powiedziała przesadnie słodkim głosikiem Van.
Obudziłam się zmarznięta i leżąca na skraju łóżka mojej siostry. No tak, Van rozwaliła się na całą szerokość i jeszcze kołdrę zrzuciła na podłogę. Nigdy więcej nie przyjdę do niej spać. Ześliznęłam się z łóżka i poszłam do swojego pokoju założyć jakieś ciepłe dresy. Umyłam się a włosy związałam w niechlujnego koka. Postanowiłam zemścić się na siostrze, co prawda nie przerażę ją na śmierć ale obudzę w dość brutalny sposób. Wzięłam duże czerwone wiadro z komórki i nalałam lodowatej wody. Wróciłam do pokoju Van która spała smacznie przykryta i przytulona do beżowego misia którego jej podarowałam na szesnaste urodzinki. Wyglądała strasznie słodko więc pstryknęłam jej zdjęcia, będę miała co ustawić na tapetę. Otworzyłam szeroko drzwi, żeby w razie co mieć łatwą drogę ucieczki i stanęłam w odpowiedniej odległości. No dobra, trzeba się dobrze zamachnąć. Raz...Dwa...Trzy. Wylałam całą wodę na moją siostrę która natychmiast usiadła na łóżku z miną nie do opisania. Wyglądała jak zmokła kura. Niewiele myśląc, zaczęłam się śmiać. A ona popatrzyła na mnie wzrokiem mordercy... ocho teraz to jest wściekła zmokła kura. Trzeba wiać i tak też zrobiłam, poleciałam pędem na dół. A Van leciała za mną wrzeszcząc:
- JUŻ NIE ŻYJESZ, MŁODA! NIECH JA CIĘ TYLKO DORWĘ!!!
Na dole w pidżamie, obudzona wrzaskami stała Rydel, która kompletnie nie wiedziała co się dzieje. A ja stanęłam za nią i powiedziałam:
- Rydel ratuj. Moja siostra zwariowała już do reszty.
- Hę? - zapytała ale jak tylko ujrzala Van dodała - OMG, no ładnie ją załatwiłaś. Zgaduje że ciepła woda to to nie była.
- No... nie - odpowiedziałam szczerząc się.
- RYDEL! odsuń się i daj mi tą karykaturę, urwę jej łeb.
- Ej, ej, ej - zaprotestowałam - miało być bez przemocy, bo nas do Dlaczego Ja wezmą.
-Zalałaś mi słuchawki, ułomie! - wydarła się Van. Ups... rzeczywiście... zapomniałam, że ona zawsze zasypia ze słuchawkami na uszach. Swoją drogą, ciekawe jak ona to robi, że śpi, kiedy w uszach jej gra na cały regulator heavy metal... A sama przy tym wygląda na normalną (aha, bardzo... ta postać to druga ja, onaNIE JEST NORMALNA, Niewi xd - dop. Ciasteczkowy) można powiedzieć nawet słodką dziewczynę.
- Ups - wydusiłam.
- Ja ci dam ups! Delly odsuń się. Obiecuje że przeżyje.
- No dobra - odpowiedziała po chwili zastanowienia blondynka.
- Coo? - wydusiłam. - Niee.
- Taaak! - wykrzyknęła Van i rzucila sie na mnie, no i zaczęły się największe, dla mnie tortury. ŁASKOTKI.
OMG, nie mogłam wytrzymać, śmiałam się bez opanowania. Po chwili nie mogłam już złapać oddechu więc wydusiłam:
- Hahhah... ppprosze...hahahha...prze...prze...przestaań.
- Jak przeprosisz - powiedziała przesadnie słodkim głosikiem Van.
- Dobraaaaa... hahahaha... przepra.. haha.. szaam! - wydusiłam.
- ładniej! - Toż to wredna szuja, tak młodszą siostrę szantażować!
- Wybacz... króóó.. haha... lowooo!!!
- No dobra, znaj łaskę pana. - mruknęła Vanessa i podniosła się z podłogi. - Ale odkupujesz mi słuchawki.
- Ok... - Przystałam na to, co zdziwiło wszystkich łącznie ze mną. Chyba odezwało się we mnie sumienie...
- Głodna jestem, chodźmy zrobić jakieś śniadanie. - zaproponowała po chwili Van.- Dalej nic nie ma... - Przypomniała nam bezdusznie Rydel.
- W takim razie Laura, w ramach zadośćuczynienia ruszy łaskawie swoje 4 litery i pójdzie do sklepu, a potem zrobi nam na śniadanko pyszne gofry. - powiedziała moja siostra miłym tonem, ale nieznoszącym sprzeciwu.
- Ja i gofry? hahahahaha śmieszne... Nie dałabyś rady ich ugryźć... - zauważyłam. Van od razu mina zrzedła... Wiedziała, że mam rację.
- Ja zrobię gofry. - Oświadczyła blondynka.
- Nie, przecież jesteś gościem... - zaprotestowała z grzeczności Vanessa, ale ja wiedziałam, że mimo wszystko ma nadzieję, że Rydell uprze się i zrobi te gofry, ponieważ powszechnie wiadomo, że jest świetną kucharką. (boże, jakie nie składne zdanie O.O - dop. Ciasteczko) W końcu gotuje dla 3 braci...
- Muszę się wam jakoś odwdzięczyć za przygarnięcie mnie. - uśmiechnęła się Rydell. W końcu Van się zgodziła, ale i tak to ja musiałam popylać do sklepu... Oczywiście, najmłodszy ma zawsze najgorzej...
*********************************************************************************
Od dobrej pół godziny kręciłam się między półkami supermarketu i wybierałam potrzebne produkty. Trochę tego było, ale zawsze załatwiałam takie rzeczy szybko, bo w przeciwieństwie do mojej siostry, zawsze kupowałam tylko to, co jest potrzebne, a nie kręciłam się po całym sklepie wracając z 10% potrzebnych rzeczy i jakimiś śmieciami, według niej "niezbędnymi do normalnego życia" Tsaaa... bo mangi uratują jej kiedyś życie... No bo załóżmy, że jest inwazja zombie. Mangą to nawet przyłożyć porządnie nie można... taki cienki tomik w miękkiej okładce... a Harrym Potterem to słonia bym powaliła!
W pewnym momencie na pół sklepu rozbrzmiała "bardzo ambitna" piosenka Gracjana Roztockiego. Dopiero po chwili zorientowałam się, że to moja komórka... Już ja sobie porozmawiam z Van na temat przestawiania moich dzwonków. Wszyscy w sklepie się na mnie patrzyli. Jaka wiocha... Nim wygrzebałam telefon z dna torebki, skończyła się piosenka, a po chwili komórka rozdzwoniła się po raz drugi. W końcu wydostałam ją i spojrzałam na wyświetlacz. "Van <3" Wściekła odebrałam i krzyknęłam:
- Co ty mi kurna za dzwonek ustawiłaś?! - odpowiedział mi głośny śmiech Vanessy i Rydell. Minęła chwila, zanim się uspokoiły na tyle, żebym mogła je raz jeszcze opieprzyć.
- Wybacz siostrzyczko, to taka mała zemsta. - Powiedziała słodko Van. - Tak się kończy robienie mi żartów... Powinnaś wiedzieć, że jestem bardzo mściwa....
- Nigdy więcej już nic ci nie zrobię, obiecuję! - prawie załkałam do telefonu.
- Ja myślę. - ucięła dyskusję brunetka. - Też cię kocham! - rozłączyła się. Dalej wkurzona schowałam telefon do kieszeni i pchnęłam wózek. Udawałam, że nie widzę kierowanych w moją stronę zdziwionych spojrzeń, w myślach pokazując tym ludziom środkowy palec. Nie minęło 30 sekund, a ta głupia pioseneczka rozbrzmiała po raz drugi.
- Czego znowu! - warknęłam do telefonu, nie patrząc uprzednio na wyświetlacz.
- Witam panno Marano, humorek jak widzę dopisuje. - Jakież przerażenie mnie ogarnęło, kiedy odkryłam, kto jest po drugiej stronie lini...
- O, dzień dobry, panie Smith... - przywitałam się. Pan Smith, czyli producent serialu, w którym grałam, roześmiał się głośno. - Myślałam, że to moja siostra...
- Spokojnie, nie zamierzam cię obwiniać... Ciesz się, że to ja dzwonię, a nie reżyser. - O tak, nawet nie wiedział, jak w tym momencie byłam wdzięczna niebiosom... Zaśmiałam się. - W każdym razie - Pan Smith przybrał na powrót urzędowy ton. - Przyjdź do mojego biura na 15.
- Oczywiście, przyjdę. - zgodziłam się.
- Świetnie. Do zobaczenia. - Rozłączył się. Cały pan Smith... Po co dłużej gadać, skoro powiedział już wszystko, co ważne? Chociaż szczerze powiedziawszy zdziwił mnie jego telefon, do powrotu na plan zostały jeszcze dwa miesiące, więc jeszcze nie czas żeby przypominać ekipie że niedługo wracamy do pracy. Tak rozmyślając nagle zdarzyłam się z kimś wózkami. Odrzuciło mnie do tyłu ale na szczęście udało mi się zachować równowagę. Zobaczywszy z kim się zderzyłam krew mnie zalała. W wózku siedział Ross a za "kierownicą" stał Riker. Gorzej być nie mogło, do szczęścia wprost brakowało mi spotkania z dwoma głąbami. Postanowiłam ich zignorować i iść dalej, ale Riker złapał mnie za rękę i
powiedział:
- Nigdy więcej już nic ci nie zrobię, obiecuję! - prawie załkałam do telefonu.
- Ja myślę. - ucięła dyskusję brunetka. - Też cię kocham! - rozłączyła się. Dalej wkurzona schowałam telefon do kieszeni i pchnęłam wózek. Udawałam, że nie widzę kierowanych w moją stronę zdziwionych spojrzeń, w myślach pokazując tym ludziom środkowy palec. Nie minęło 30 sekund, a ta głupia pioseneczka rozbrzmiała po raz drugi.
- Czego znowu! - warknęłam do telefonu, nie patrząc uprzednio na wyświetlacz.
- Witam panno Marano, humorek jak widzę dopisuje. - Jakież przerażenie mnie ogarnęło, kiedy odkryłam, kto jest po drugiej stronie lini...
- O, dzień dobry, panie Smith... - przywitałam się. Pan Smith, czyli producent serialu, w którym grałam, roześmiał się głośno. - Myślałam, że to moja siostra...
- Spokojnie, nie zamierzam cię obwiniać... Ciesz się, że to ja dzwonię, a nie reżyser. - O tak, nawet nie wiedział, jak w tym momencie byłam wdzięczna niebiosom... Zaśmiałam się. - W każdym razie - Pan Smith przybrał na powrót urzędowy ton. - Przyjdź do mojego biura na 15.
- Oczywiście, przyjdę. - zgodziłam się.
- Świetnie. Do zobaczenia. - Rozłączył się. Cały pan Smith... Po co dłużej gadać, skoro powiedział już wszystko, co ważne? Chociaż szczerze powiedziawszy zdziwił mnie jego telefon, do powrotu na plan zostały jeszcze dwa miesiące, więc jeszcze nie czas żeby przypominać ekipie że niedługo wracamy do pracy. Tak rozmyślając nagle zdarzyłam się z kimś wózkami. Odrzuciło mnie do tyłu ale na szczęście udało mi się zachować równowagę. Zobaczywszy z kim się zderzyłam krew mnie zalała. W wózku siedział Ross a za "kierownicą" stał Riker. Gorzej być nie mogło, do szczęścia wprost brakowało mi spotkania z dwoma głąbami. Postanowiłam ich zignorować i iść dalej, ale Riker złapał mnie za rękę i
powiedział:
- Heej, Laura co tam? Bardzo cię przepraszam że na Ciebie wpadliśmy, ale przyciągasz facetów jak magnes - jeśli myślał że kolana mi zmiękną po takim tekście to się grubo mylił
- Ahaahaahahhaahhahaahaha - wybuchłam śmiechem. - Daruj sobie, takie teksty zachowaj sobie dla tej swojej Emily, bo mnie one w ogóle nie ruszają. I z łaski swojej puść mnie.
Ale on oczywiście się nie posłuchał tylko przyciągnął mnie bliżej siebie mówiąc:
- I tak prędzej czy później wpadniesz w sidła któregoś z Lynchów, jak nie moich to młodego.
- Spadaj Riker, to na pewno nie będę ja - wtrącił się Ross.
- Widzisz, te wasze sidła widocznie nie istnieją. To nara - wyrwałam mu się i wściekła poszłam do kasy.
Z perspektywy Rikera
Udało się, ziarenko zostało zasiane. Już nie mogę się doczekać reakcji Vanessy na adorowanie przeze mnie jej kochanej siostrzyczki. Jak dobrze pójdzie to będzie mnie często odwiedzać a zważywszy na to że lubię jej towarzystwo... yy... znaczy lubię ją wkurzać to będzie to dla mnie prawdziwa przyjemność. A przy okazji zobaczę też jak zareaguje na to wszytsko Ross. Zobaczymy czy dalej będzie utrzymywał że jedyne co czuje na widok Laury to wszeogarniająca złość.
Powrót do perspektywy Laury
Weszłam do domu trzaskając drzwiami i rzucając wyzwiskami na wszytsko co mijałam po drodze. Począwszy do świadeł a skończywszy na koszu na śmieci.Walnełam zakupy na stół i wróciłam do slaonu gdzie czekały już na mnie mocno zszokowane Rydel i Vanessa.
- Ej co jest siostra? Podmienili cię podczas tej wyprawy do sklepu czy co? Ostatnio taką wkurzoną widziałąm cię jak przyjechałam po ciebie do studia.
- Weź mi nawet nie przypominaj - warknęłam.
- No powiedz co się stało - poprosiła Rydel.
- Chciecie wiedzieć co się stało?
- No - odpowiedziały chórem.
- Chciecie wiedzieć kto mnie tak wkurzył.
- No.
- Naprawdę chcecie?!
- NO!
- No to wam powiem.
- Nareszcie.
- Spotkałam twoich braci Delly.
- No tak, mogłam się domyślić - odpowiedziała zażenowana.
- Najpierw przydzwonili swoim wózkiem w mój, a potem jeszcze Riker mnie podrywał.
- COO? - wydarła się moja siostra.
- Jajco. Nie drzyj się. Trzymał mnie za rękę i próbował poderwać.
- Już ja mu nagadam - powiedział Van i zaczęła się zbierać do wyjścia.
- Daj spokój, szkoda nerów. Van... - nie słuchała. VANESSA!
- Masz rację, ale jak jeszcze raz coś takiego będzie to go dorwę - żądza mordu w jej oczach przybrała fazę początkową. Bieedny Riker. Jak go dorwie w fazie ostatecznej to nic z niego nie zostanie.
- Ej robimy te gofry, bo jest 13 a ja na 15 musze być u Smitha - zakomunikowałam.
- U Smitha a po co? - zapytała Delly.
- Nie mam pojęcia, ale prosił żebym przyszła, a producentowi się nie odmawia.
Tak więc Rydel zabrała się za gofry, a ja w tym czasie przygotowałam owoce i bitą śmietanę. Kiedy zaniesłam siostrze gofa z bitą śmietaną i truskawkami powiedziała:
- Kurde ty to wiesz jak zmiękczyć chwilowo moje serce. A to daje ci pewną przewagę. Tak nie może być, trzeba przerzucić się na coś bardziej wyszukanego... O SHIT! - krzyknełam patrząc na zegarek. - Jest 14:30 muszę lecieć. Narson. Pędziłam ile Bozia dała w nogach. Jak mijałam sekretarke to aż jej papiery porozwiewało. Wleciałam z impetem do gabinetu Smitha krzycząc od progu:
- PRZEPRASZAM ZA SPÓŹ... A CO ON TU ROBI! - na widok blond czupryny i potem "pięknej gęby".
- Też mi miło że cię widze Laura a teraz usiądź z łaski swojej.
- A musze - jęknęłam patrząc na wąską kanapę na której rozwalił się Lynch.
- Tak, proszę.
- Noo... dobra - usiadłam niezbyt zadowolona, a żeby jeszcze tego było mało Lynch miał rękę położoną na oparciu więc kiedy usiadłam wyglądaliśmy jakbyśmy się przytulali lub coś co skrzętnie pan producent zauwazył:
- Wiecie co, wygladacie teraz jak para. W sumie nawet ładna para. - momentalnie sie od siebie osunęliśmy i mruuknęliśmy:
- Tiaaa. - "Chyba go do reszty posrało" dodałam w myślach.
- Więc o co chodzi? - zapytaliśmy równocześnie.
- Aa no tak mam dla was umowy do podpisania, na kampanie reklamującą nasz serial. Takie tam sesje zdjęciowe, parę wywiadów, premier i gal. Rutyna, macie umowy i długopisy - mówiąc to podał nam papiery i pisadła. - Tylko jeśli możecie to szybko bo muszę je przesłać do głównej siedziby jeszcze dzisiaj.
- No dobra w sumie to normalne w tym zawodzie - powiedziałam podpisując umowę i to samo zrobił mój "kolega" z serialu. Jednocześnie oddaliśmy umowy.
- Dobrze dzieciaki dziękuję wam bardzo. Skontaktuję się z wami jak będę znał już szczegóły harmonogramu tych wszytskich rzeczy. Możecie iść, cieszcie się wolnym czasem.
- Ok, dziękujemy - odpowiedzieliśmy i podnieśliśmy się z kanapy wpadając przy tym na siebie. No tak wiedziałam że coś się stanie. Staliśmy blisko siebie i wpatrywaliśmy sobie w oczy. Obiecałam sobie jeszcze podczas kręcenia że już nigdy więcej nie zahipnotyzuje mnie jego spojrzenie, ale oczywiście zawsze szlag trafiał moją obietnicę. A do tego jeszcze pachniał tak samo jak ta koszula która walała się u mnie w łazience, ugh czemu muszę lubić te perfumy... No tak jeszcze się teraz zaczął uśmiechać, nie no ja zwariuję. No pięknie Laura i jeszcze się zarumieniłaś, i też uśmiechasz, cholerne kobiece odruchy. Myślę że długo byśmy tak stali gdyby znów nie rozbrzmiał mój "piękny" dzwonek. Cholera, nie miałam jak na razie czasu, żeby go zmienić... Ross parsknął śmiechem, a ja spiorunowałam go wzrokiem. Zaraz się uspokoił. Co jak co, ale zabić wzrokiem to ja potrafię. Szybko wyciągnęłam komórkę z kieszeni. "Van <3"
- Co znowu? - prawie krzyknęłam do telefonu, mocno zażenowana.
- Siostra, zapomniałam ci powiedzieć... Jak będziesz wracała, to odbierz dla mnie paczkę z poczty, ok? - poprosiła Van.
- ehh... - westchnęłam... - Jasne... Będę za jakąś godzinę- rozłączyłam się i wyszłam szybkim krokiem z gabinetu, rzucając przez ramię "do widzenia" obu panom, modląc się przy tym, żeby blondyn mnie nie dogonił. Te modły zostały wysłuchane, jakieś w końcu muszą. Zajęłam się więc zmienianiem wreszcie tego głupiego dzwonka. Jakież przerażenie mnie ogarnęło, kiedy zobaczyłam, że cała moja piękna playlista zniknęła... Łącznie ze standardowymi dzwonkami... Zaraz wykręciłam numer do siostry:
- Co to kurna za usuwanie wszystkich piosenek?! - krzyknęłam. Odpowiedział mi głośny śmiech siostry.
- Wybacz, musiałam to zrobić, inaczej zmieniłabyś dzwonek i nici z zemsty...
- Świetnie, w takim razie pościągasz mi to wszystko jeszcze raz. - Ucięłam. Kolejny śmiech.
- Spokojnie, skopiowałam ci wszystko na kompa... - uspokoiła mnie Van. - Pamiętaj o tej paczce! - rozłączyła się.
Tak więc, wyrzuciłam ze swojej głowy zaistniałą przed chwilą sytuację i z dobrym humorem skierowałam się w stronę poczty. Odebrałam jakieś niezbyt duże jak na Vanessę pudło i ruszyłam do domu. Ledwo przekroczyłam próg domu, a "napadła" mnie siostra krzycząc:
- Masz to?!
- Mam, spokojnie... - podałam jej pakunek. Ta zaraz zaczęła piszczeć z radości i wyrywając mi pudło z rąk zamknęła się w swoim pokoju. Pokręciłam głową... Cała Van...
W dość dobrym humorze udałam się do swojej sypialni. Zaraz zgrałam na komórkę normalną muzykę i przestawiłam dzwonek. Założyłam słuchawki, walnęłąm na łóżko i odprężyłam... Tak... to był baaaaardzo dziwny dzień... Całe szczęście, to już za mną. Spokojna już, z tą miłą myślą zasnęłam. Nie zdawałam sobie jednak sprawy jakie kwiatki wyjdą z podpisanej umowy i z czym będę musiała się zmierzyć w związku z tym wszystkim co było w niej zawarte.
**********************************************************************************
Tadam, wiem długo to trwało i wiem że pewnie znów nie będziecie mogli doczekac się na następny rozdział. Ale takie życie maturzysty. Nie chce się zobowiazywac, że rozdizał bd co tydzień albo co dwa bo nie wiadomo co i kiedy będę miała. Ale na pewno będe się strać żeby to nie trwło miesiąc, bo jeszcze przestaniecie czytać. Jak widzicie akcja się rozkręca. Ciekawe czy ktoś się domyśli co mogło takiego być w tej umowie xd (czekam na sugestie xd) Mam nadzieje że jeszcze nie raz was zakoczę fabułą i pomysłami na jakie wpadamy z Ciasteczkiem. A I TAK DLA PRZYPOMNIENIA: PROWADZIMY BLOGA WE DWIE I PISZEMY TEŻ WE DWIE xd jakby ktos jeszcze nie załapał xd
Czekam na wasze opinie i komentarze xd
Całuski Niewi :*
****************************************************************************************
Proszę bardzo, rozdział NIE z perspektywy Van, pasuje? ;) Jak wiecie, ja ją kocham... ^u^ Taka druga ja, tylko starsza, ładniejsza i ma lepszą figurę xd
Tak długo czekaliście, ponieważ odkryłam największą zmorę edukacji polskiego gimnazjalisty, mianowicie: NIEMIECKI O.O no przepraszam, z jakiej racji długopis to Kugelschreiber? :O ja nawet tego wymówić nie umiem, a co dopiero napisać... Jutro mam sprawdzian, więc oczywiście ja kułam, a Niewi pisała xd
Kugelschreiber, Kugelschreiber... boże, jak to brzmi... O.O
Jeszcze 2 sprawy:
1. JESTEM WSPÓŁAUTORKĄ TEGO BLOGA I PROSZĘ O TYM ŁASKAWIE NIE ZAPOMINAĆ, BO MAM KOMPLEKSY ;___________;
2. PROSZĘ O NIENOMINOWANIE NAS DO WSZELKICH KLEPANEK TYPU BLOGGER AWARDS. Jesteśmy na to za leniwe, a ja wręcz dostaję szału, kiedy widzę kolejną nominację. -.-' Oczywiście bardzo się cieszymy, że podoba wam się to, co tu skrobiemy i doceniacie naszą pracę, ale jak już wspomniałam, jestem leniem patentowanym, który najchętniej to by tylko siedział, żarł wafle ryżowe i oglądał anime ;3
(Kugelschreiber, Kugelschreiber... O.O)
całusy :*
~Ciasteczko
- Widzisz, te wasze sidła widocznie nie istnieją. To nara - wyrwałam mu się i wściekła poszłam do kasy.
Z perspektywy Rikera
Udało się, ziarenko zostało zasiane. Już nie mogę się doczekać reakcji Vanessy na adorowanie przeze mnie jej kochanej siostrzyczki. Jak dobrze pójdzie to będzie mnie często odwiedzać a zważywszy na to że lubię jej towarzystwo... yy... znaczy lubię ją wkurzać to będzie to dla mnie prawdziwa przyjemność. A przy okazji zobaczę też jak zareaguje na to wszytsko Ross. Zobaczymy czy dalej będzie utrzymywał że jedyne co czuje na widok Laury to wszeogarniająca złość.
Powrót do perspektywy Laury
Weszłam do domu trzaskając drzwiami i rzucając wyzwiskami na wszytsko co mijałam po drodze. Począwszy do świadeł a skończywszy na koszu na śmieci.Walnełam zakupy na stół i wróciłam do slaonu gdzie czekały już na mnie mocno zszokowane Rydel i Vanessa.
- Ej co jest siostra? Podmienili cię podczas tej wyprawy do sklepu czy co? Ostatnio taką wkurzoną widziałąm cię jak przyjechałam po ciebie do studia.
- Weź mi nawet nie przypominaj - warknęłam.
- No powiedz co się stało - poprosiła Rydel.
- Chciecie wiedzieć co się stało?
- No - odpowiedziały chórem.
- Chciecie wiedzieć kto mnie tak wkurzył.
- No.
- Naprawdę chcecie?!
- NO!
- No to wam powiem.
- Nareszcie.
- Spotkałam twoich braci Delly.
- No tak, mogłam się domyślić - odpowiedziała zażenowana.
- Najpierw przydzwonili swoim wózkiem w mój, a potem jeszcze Riker mnie podrywał.
- COO? - wydarła się moja siostra.
- Jajco. Nie drzyj się. Trzymał mnie za rękę i próbował poderwać.
- Już ja mu nagadam - powiedział Van i zaczęła się zbierać do wyjścia.
- Daj spokój, szkoda nerów. Van... - nie słuchała. VANESSA!
- Masz rację, ale jak jeszcze raz coś takiego będzie to go dorwę - żądza mordu w jej oczach przybrała fazę początkową. Bieedny Riker. Jak go dorwie w fazie ostatecznej to nic z niego nie zostanie.
- Ej robimy te gofry, bo jest 13 a ja na 15 musze być u Smitha - zakomunikowałam.
- U Smitha a po co? - zapytała Delly.
- Nie mam pojęcia, ale prosił żebym przyszła, a producentowi się nie odmawia.
Tak więc Rydel zabrała się za gofry, a ja w tym czasie przygotowałam owoce i bitą śmietanę. Kiedy zaniesłam siostrze gofa z bitą śmietaną i truskawkami powiedziała:
- Kurde ty to wiesz jak zmiękczyć chwilowo moje serce. A to daje ci pewną przewagę. Tak nie może być, trzeba przerzucić się na coś bardziej wyszukanego... O SHIT! - krzyknełam patrząc na zegarek. - Jest 14:30 muszę lecieć. Narson. Pędziłam ile Bozia dała w nogach. Jak mijałam sekretarke to aż jej papiery porozwiewało. Wleciałam z impetem do gabinetu Smitha krzycząc od progu:
- PRZEPRASZAM ZA SPÓŹ... A CO ON TU ROBI! - na widok blond czupryny i potem "pięknej gęby".
- Też mi miło że cię widze Laura a teraz usiądź z łaski swojej.
- A musze - jęknęłam patrząc na wąską kanapę na której rozwalił się Lynch.
- Tak, proszę.
- Noo... dobra - usiadłam niezbyt zadowolona, a żeby jeszcze tego było mało Lynch miał rękę położoną na oparciu więc kiedy usiadłam wyglądaliśmy jakbyśmy się przytulali lub coś co skrzętnie pan producent zauwazył:
- Wiecie co, wygladacie teraz jak para. W sumie nawet ładna para. - momentalnie sie od siebie osunęliśmy i mruuknęliśmy:
- Tiaaa. - "Chyba go do reszty posrało" dodałam w myślach.
- Więc o co chodzi? - zapytaliśmy równocześnie.
- Aa no tak mam dla was umowy do podpisania, na kampanie reklamującą nasz serial. Takie tam sesje zdjęciowe, parę wywiadów, premier i gal. Rutyna, macie umowy i długopisy - mówiąc to podał nam papiery i pisadła. - Tylko jeśli możecie to szybko bo muszę je przesłać do głównej siedziby jeszcze dzisiaj.
- No dobra w sumie to normalne w tym zawodzie - powiedziałam podpisując umowę i to samo zrobił mój "kolega" z serialu. Jednocześnie oddaliśmy umowy.
- Dobrze dzieciaki dziękuję wam bardzo. Skontaktuję się z wami jak będę znał już szczegóły harmonogramu tych wszytskich rzeczy. Możecie iść, cieszcie się wolnym czasem.
- Ok, dziękujemy - odpowiedzieliśmy i podnieśliśmy się z kanapy wpadając przy tym na siebie. No tak wiedziałam że coś się stanie. Staliśmy blisko siebie i wpatrywaliśmy sobie w oczy. Obiecałam sobie jeszcze podczas kręcenia że już nigdy więcej nie zahipnotyzuje mnie jego spojrzenie, ale oczywiście zawsze szlag trafiał moją obietnicę. A do tego jeszcze pachniał tak samo jak ta koszula która walała się u mnie w łazience, ugh czemu muszę lubić te perfumy... No tak jeszcze się teraz zaczął uśmiechać, nie no ja zwariuję. No pięknie Laura i jeszcze się zarumieniłaś, i też uśmiechasz, cholerne kobiece odruchy. Myślę że długo byśmy tak stali gdyby znów nie rozbrzmiał mój "piękny" dzwonek. Cholera, nie miałam jak na razie czasu, żeby go zmienić... Ross parsknął śmiechem, a ja spiorunowałam go wzrokiem. Zaraz się uspokoił. Co jak co, ale zabić wzrokiem to ja potrafię. Szybko wyciągnęłam komórkę z kieszeni. "Van <3"
- Co znowu? - prawie krzyknęłam do telefonu, mocno zażenowana.
- Siostra, zapomniałam ci powiedzieć... Jak będziesz wracała, to odbierz dla mnie paczkę z poczty, ok? - poprosiła Van.
- ehh... - westchnęłam... - Jasne... Będę za jakąś godzinę- rozłączyłam się i wyszłam szybkim krokiem z gabinetu, rzucając przez ramię "do widzenia" obu panom, modląc się przy tym, żeby blondyn mnie nie dogonił. Te modły zostały wysłuchane, jakieś w końcu muszą. Zajęłam się więc zmienianiem wreszcie tego głupiego dzwonka. Jakież przerażenie mnie ogarnęło, kiedy zobaczyłam, że cała moja piękna playlista zniknęła... Łącznie ze standardowymi dzwonkami... Zaraz wykręciłam numer do siostry:
- Co to kurna za usuwanie wszystkich piosenek?! - krzyknęłam. Odpowiedział mi głośny śmiech siostry.
- Wybacz, musiałam to zrobić, inaczej zmieniłabyś dzwonek i nici z zemsty...
- Świetnie, w takim razie pościągasz mi to wszystko jeszcze raz. - Ucięłam. Kolejny śmiech.
- Spokojnie, skopiowałam ci wszystko na kompa... - uspokoiła mnie Van. - Pamiętaj o tej paczce! - rozłączyła się.
Tak więc, wyrzuciłam ze swojej głowy zaistniałą przed chwilą sytuację i z dobrym humorem skierowałam się w stronę poczty. Odebrałam jakieś niezbyt duże jak na Vanessę pudło i ruszyłam do domu. Ledwo przekroczyłam próg domu, a "napadła" mnie siostra krzycząc:
- Masz to?!
- Mam, spokojnie... - podałam jej pakunek. Ta zaraz zaczęła piszczeć z radości i wyrywając mi pudło z rąk zamknęła się w swoim pokoju. Pokręciłam głową... Cała Van...
W dość dobrym humorze udałam się do swojej sypialni. Zaraz zgrałam na komórkę normalną muzykę i przestawiłam dzwonek. Założyłam słuchawki, walnęłąm na łóżko i odprężyłam... Tak... to był baaaaardzo dziwny dzień... Całe szczęście, to już za mną. Spokojna już, z tą miłą myślą zasnęłam. Nie zdawałam sobie jednak sprawy jakie kwiatki wyjdą z podpisanej umowy i z czym będę musiała się zmierzyć w związku z tym wszystkim co było w niej zawarte.
**********************************************************************************
Tadam, wiem długo to trwało i wiem że pewnie znów nie będziecie mogli doczekac się na następny rozdział. Ale takie życie maturzysty. Nie chce się zobowiazywac, że rozdizał bd co tydzień albo co dwa bo nie wiadomo co i kiedy będę miała. Ale na pewno będe się strać żeby to nie trwło miesiąc, bo jeszcze przestaniecie czytać. Jak widzicie akcja się rozkręca. Ciekawe czy ktoś się domyśli co mogło takiego być w tej umowie xd (czekam na sugestie xd) Mam nadzieje że jeszcze nie raz was zakoczę fabułą i pomysłami na jakie wpadamy z Ciasteczkiem. A I TAK DLA PRZYPOMNIENIA: PROWADZIMY BLOGA WE DWIE I PISZEMY TEŻ WE DWIE xd jakby ktos jeszcze nie załapał xd
Czekam na wasze opinie i komentarze xd
Całuski Niewi :*
****************************************************************************************
Proszę bardzo, rozdział NIE z perspektywy Van, pasuje? ;) Jak wiecie, ja ją kocham... ^u^ Taka druga ja, tylko starsza, ładniejsza i ma lepszą figurę xd
Tak długo czekaliście, ponieważ odkryłam największą zmorę edukacji polskiego gimnazjalisty, mianowicie: NIEMIECKI O.O no przepraszam, z jakiej racji długopis to Kugelschreiber? :O ja nawet tego wymówić nie umiem, a co dopiero napisać... Jutro mam sprawdzian, więc oczywiście ja kułam, a Niewi pisała xd
Kugelschreiber, Kugelschreiber... boże, jak to brzmi... O.O
Jeszcze 2 sprawy:
1. JESTEM WSPÓŁAUTORKĄ TEGO BLOGA I PROSZĘ O TYM ŁASKAWIE NIE ZAPOMINAĆ, BO MAM KOMPLEKSY ;___________;
2. PROSZĘ O NIENOMINOWANIE NAS DO WSZELKICH KLEPANEK TYPU BLOGGER AWARDS. Jesteśmy na to za leniwe, a ja wręcz dostaję szału, kiedy widzę kolejną nominację. -.-' Oczywiście bardzo się cieszymy, że podoba wam się to, co tu skrobiemy i doceniacie naszą pracę, ale jak już wspomniałam, jestem leniem patentowanym, który najchętniej to by tylko siedział, żarł wafle ryżowe i oglądał anime ;3
(Kugelschreiber, Kugelschreiber... O.O)
całusy :*
~Ciasteczko