poniedziałek, 21 kwietnia 2014

One-shot Ciasteczka - "Serce z marcepanu"

To coś wygrało wszystkie endingi *O*

* * * * * * * * * * * * * * *

Ohayoo!! :D
No więc pomysł ten nie spotkał się z jakimś wielkim poparciem, ale postanowiłam, że opublikuję tu one-shota napisanego już... o boziu, szmat czasu temu, ponieważ jest tu tak pusto, a do powrotu jeszcze się niestety nie zbieramy ;c no i nie powiem, naszły mnie też lekkie wyrzuty sumienia, że tak wrednie potraktowałam was 1 kwietnia XD (wybaczcie, musiałam ;c) ale jakoś tak brakło czasu żeby wcześniej wam tą jednopartówkę pokazać, do tego świąteczne porządki... >.> Historia co prawda pojawiła się już na drugim blogu, ale ponieważ od dawna chyba nikt tam już nie zagląda, a ja sama zaczynam go powoli porzucać i przerzucać się tu... to publikuję ją po raz kolejny w innym miejscu :)
Pomysł na opowiadanie zrodził się podczas mojej ekscytacji Toradorą!. :3 Och, niewiele było anime, które tak przeżyłam T^T Myślałam, że na końcu się zesram tęczą xd Ale jak to zwykle bywa, w pierwszą noc po obejrzeniu w mojej głowie pojawiła się myśl co by było, gdyby to skończyło się inaczej? Musicie jednak wiedzieć, że po północy mój mózg miewa dość... delikatnie mówiąc dziwne wizje... Raz napisał prawie całą drugą serię Danganronpa the Animation oraz kontynuację Fullmetal Alchemist .__. Tym razem jednak udało mu się wymyślić coś fajnego, co potem rozbudowywałam i w końcu, powolutku, wyłaniała się z tego cała, bardzo dołująca historia. Następnego dnia usiadłam do kompa i pisałam to przez dobrych pare godzin ;D Mimo, że zajęło to tylko 3 strony w wordzie oraz jeden akapit to najczęściej 3-4 zdania, (miejscami jedno, a część to cytat który tak idealnie wpasował mi się w fabułę, że musiałam go gdzieś wcisnąć) to strasznie długo to pisałam >.> nie przez brak weny, jej akurat miałam pod dostatkiem, ale ogromnie trudno było to napisać, więc wybaczcie mi początkowy fragment, który mimo 3 podejść, dalej wydaje mi się taki... niedopracowany .__.
Osoby które oglądały Toradorę! (to się odmienia? o.O) na pewno szybko załapią, kto jest kim. A te które nie oglądały, powinny, bo to świetny romans a przede wszystkim genialna komedia, przy której zaplułam laptopa, bo piłam i zaczęłam się śmiać jak głupia do sera. xd
Cóż więcej mogę powiedzieć? Mam nadzieję, że się wam spodoba. Weźcie jednak pod uwagę, że to moje pierwsze tego typu "dzieło" więc idealne nie będzie :/ będę wdzięczna za jakieś porady i wskazówki, jak pisać lepiej ;) Chociaż przyznam, że doprowadziłam tym pewną osobę do płaczu XD
Teraz, już bez zbędnych wstępów, zapraszam do lektury! ;D

muzyka, nie czytać bez niej w tle! ;o 1. 2. 3.
"Serce z marcepanu"
Był sobie raz pewien chłopak. Chodził jeszcze do liceum, gdy los postanowił zrobić mu na złość i do domu obok niego wprowadziła się dziewczyna z dość porywczym charakterkiem. Wylądowała w jego klasie, zaczęli więc spędzać ze sobą sporo czasu. Wracali razem ze szkoły, na przerwach czy przy obiedzie trzymali się razem, pomagali przy pracy domowej/ Z punktu widzenia postronnego obserwatora mogli wyglądać jak para. Ci znający ich bliżej szybko przekonali się, że nie takie relacje ich łączą i uważali po prostu za dobrych przyjaciół. Tak naprawdę sytuacja była bardziej zaplątana. Tych dwoje łączyła pewna umowa. Oboje zakochani byli w kimś innym.
-Zawrzyjmy układ - padło kiedyś z jej ust. - ja pomogę tobie, a ty mi i oboje zdobędziemy tych, na których nam zależy.
Brzmi jak początek kiepskiego romansu, prawda? Możliwe i autorka doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Rzecz w tym, że w prawdziwym, drętwym romansie on i ona zakochaliby się w sobie i porzucili miłość o którą walczyli, gdy pod nosem mieli "tego jedynego".
I w pewnym sensie tak się stało... Chociaż nie całkiem.
Pewnego wiosennego dnia, między dziewczyną a jej domnienaną miłością zaiskrzyło. No, nawet nie zaiskrzyło. Chłopak jej marzeń już pochylał się, by ją pocałować, gdy ona nagle zorientowała się… że to nie tak… nic już do niego nie czuje, a prawdopodobnie nie czuła nigdy… dopiero teraz zorientowała się, że przecież od dawna kocha kogoś innego… tak, JEGO…
Uciekła, nie dała rady spojrzeć mu w oczy. Pobiegła do domu.
Chwilę później usłyszała pukanie do drzwi. Niepewnie uchyliła je i napotkała zaniepokojony wzrok swojego przyjaciela.
- Co się stało?! – zapytał zaniepokojony. Martwił się o nią. Widział jak biegła…
- Nic… Stchórzyłam… - skłamała. Nie była w stanie powiedzieć mu dlaczego uciekła, nie potrafiła spojrzeć mu w oczy, nie była wstanie zrobić czegokolwiek. Gdy go zobaczyła była już pewna kogo tak naprawdę kocha. – a jak tobie poszło?
- Podobnie… - westchnął i podrapał się po głowie. Przez chwilę w jej głowie pojawiła się myśl, która równie szybko znikła, ale wywołała nieprzyjemne uczucie kłucia w sercu.
A może on też cię kocha?
-Nie, to niemożliwe… On woli ją.
~*~
Mimo wszystko żyła normalnie. Starała się nie opuścić w nauce, spędzać czas z przyjaciółmi, również z NIM. Wszystko było tak jak dawniej, jak gdyby nigdy nic się nie stało. Ale jej uczucie z dnia na dzień rosło. Pewnego dnia urosło już na tyle, że nie była w stanie trzymać tego w tajemnicy. Po wielu godzinach rozmyślań, postanowiła po szkole powiedzieć mu o tym. Niestety, jej plan nie wypalił. Wychodząc zza rogu zobaczyła swojego przyjaciela, z nią. Z tą, do której wzdychał tak długo, którą – teraz była tego pewna – kochał całym sercem. 
POCAŁOWAŁ JĄ
Tyle wystarczyło, by poczuła, jak jej serce rozpada się na wiele małych kawałeczków. Bolało... Bolało jak diabli. Czuła się, jakby jej serce było ze szkła, a teraz, gdy pękło, te fragmenty kuły ją od środka.
~*~
„twoje serce nie jest ze szkła!  W rzeczywistości serca są zrobione z całkiem innego materiału. Chodzi o materiał znacznie bardziej plastyczny i nietłukący, który zawsze odzyskuje swój pierwotny kształt. To marcepan!”
[~Kerstin Gier, „Zieleń Szmaragdu”]
- Yhym, jasne… - mruknęła i odłożyła książkę.
~*~
Biegła przed siebie, nie patrząc pod nogi. Przechodnie ustępowali jej z drogi przerażeni perspektywą zderzenia się z jej rozpędzonym ciałem. Nogi same poniosły ją przed dom. Gdy zorientowała się gdzie jest, jej usta wygięły się w delikatny, smutny uśmiech. To się nazywa iść za głosem serca. Przyprowadziło ją do miejsca, gdzie są ludzie, którzy na pewno ją kochają.
Nagle zauważyła na chodniku obok swojej stopy mokrą kropkę, za nią spadło na ziemię kilka kolejnych.
- Deszcz? – zdziwiła się. Niebo nie było dziś zachmurzone, nie zanosiło się na deszcz. – Nie.. to łzy…
Otarła szybko oczy, po czym otworzyła drzwi udając, że nic się nie stało. Zdjęła buty i rzucając przez ramię szybkie „cześć” w stronę mamy pobiegła na górę, do swojej sypialni. Tam rzuciła się na łóżko i rozpłakała na dobre. Płakała kilka godzin. Gdy mama wołała ją na kolację odpowiedziała, że nie jest głodna. Zresztą nie dałaby rady teraz niczego przełknąć. Kolejnym powodem było to, że nie chciała pokazać jak cierpi. Nie chce martwić rodziny. Już i tak mają dość problemów.
~*~
Koło 21 po raz pierwszy rozbrzmiała jej komórka. To był on.
Ten, który woli inną…
Nie odebrała. Tak samo za drugim razem. Nie odpisała na sms-y. Udawała, że nie istnieje. Bo tak w gruncie rzeczy się czuła.
~*~
Następnego dnia nie poszła do szkoły. Mama uznała, że jest chora. Pozwoliła jej zostać w łóżku.
Gdy tylko drzwi zamknęły się z trzaskiem za ostatnim z domowników, znów popłynęły łzy. Płynęły długo, aż w końcu poczuła, że się skończyły. 
Tego dnia nie wstała jednak z łóżka. Nie odebrała żadnego z telefonów. Nie odpisała na żadną wiadomość.
Podniosła się dopiero gdy się ściemniło. Podeszła do okna, wdrapała na parapet i zsunęła po drugiej stronie na daszek. Stamtąd zeskoczyła lekko na ziemię. Powinna wziąć ze sobą jakiś płaszcz, była wiosna, wciąż było chłodno. W takiej cieniutkiej piżamce nie powinna ruszać się z domu. Nie przejęła się tym jednak, teraz nic się już dla niej nie liczyło. Co to za różnica, czy umrze chora czy zdrowa?
Skierowała się powolnym krokiem w stronę rynku, a stamtąd do mostu. W delikatnym świetle latarni ulicznych spojrzała w dół na jak zawsze podczas wiosny niespokojny nurt rzeki. Odpychając od siebie natrętne myśli wspięła się na poręcz i odetchnęła głęboko.
Czy na pewno chcesz to zrobić?
Odezwał się cichutki głos w jej głowie.
Tak… Jestem pewna. Myślałam nad tym cały dzień, rozważałam wszystkie za i przeciw… chcę to zakończyć… - przekonywała samą siebie. Wysunęła prawą, bosą stopę do przodu, gotowa do skoku. W ostatniej chwili zawahała się i zastygła w bezruchu na kilka sekund. Ciszę przerywał jedynie szum rzeki pod jej nogami, który zdawał się krzyczeć, by wróciła do domu.
Nie, to niczego nie rozwiąże…nikomu to nie pomoże...
Zeszła z poręczy i po chwili wahania wyciągnęła z kieszeni komórkę.
38 nieodebranych połączeń
17 nieprzeczytanych wiadomości.
Wszystkie od niego
Zaczęła odczytywać. Zorientowała się, jak bardzo martwił się o nią. I że mimo całej tej powalonej sytuacji, na pewno dalej go kocha. I dalej jest jej przyjacielem. I właśnie to słowo „przyjaciel” jej się nie podobało.
Nie dała rady do niego zadzwonić, nie wiedziała, czy dałaby radę powstrzymać łzy słysząc jego głos. jedynie wystukała odpowiedź.
Wszystko ok, musiałam załatwić pewną sprawę. 
Po tym skierowała się powolnym krokiem w stronę domu. Nie spieszyła się. Wiedziała, że później będzie tego żałować, ale teraz szła powoli przez park pełen pierwszych, wiosennych kwiatów. Podziwiała każdy z osobna i zastanawiała się, jak doszło do tego, ze chciała zrezygnować z tego wszystkiego. Z całego piękna, które ją otaczało. Z tych wszystkich ludzi, którzy ją otaczali. Gdy dotarła wreszcie do domu, z przerażeniem odkryła, że w jej pokoju pali się światło. Mama musiała więc odkryć liścik, który w pośpiechu nabazgrała. Na pewno strasznie się martwi. Dziewczyna poczuła wyrzuty sumienia. Szybko skierowała się w stronę drzwi. dopiero teraz zorientowała się, że jest jej strasznie zimno. Zadzwoniła dzwonkiem, otworzyła jej zmartwiona mama. Gdy tylko ją ujrzała, zapłakaną w cienkiej piżamce i zniszczonych trampkach sama nie mogła powstrzymać łez, łez szczęścia. Chwyciła córkę w objęcia, a ona wtuliła się w nią jak małe dziecko. Chwilę później dołączyli do niej tata i siostra. Stali tak w czwórkę, tuląc się i płacząc w otwartych drzwiach wejściowych. W przerwach między szlochami rodzice przepraszali ją za wszystko i przekonywali o tym, jak bardzo ją kochają i że zrobią dla niej wszystko. Ona starała się im wytłumaczyć, że to nie ich wina, że już wszystko dobrze i na pewno sobie poradzi.
~*~
Następnego dnia znów nie pojawiła się w szkole, tym razem była naprawdę chora. Po „wieczornym spacerku” poprzedniego dnia nabawiła się zapalenia płuc, teraz przebywała w szpitalu. Po szkole szybko jednak rozniosła się wiadomość, że dziewczyna już do nich nie wróci. Gdy tylko wyzdrowieje wyprowadza się, ale nikt nie potrafił powiedzieć gdzie. Podobno jej ojciec znalazł lepszą pracę. Tak na prawdę to ona podjęła decyzję. Rodzina nie protestowała, wiedziała, że córka przechodzi ciężkie chwile i starała się zrobić wszystko by jej pomóc.
Lata mijały, a ona cały czas próbowała o nim zapomnieć. W głowie wciąż miała słowa o sercach z marcepanu, jednak z dnia na dzień coraz bardziej traciła w nie wiarę.
Nie chcąc martwić rodziny udawała szczęśliwą, stwarzała pozory, że ułożyła swoje życie. Znalazła przyjaciół, skończyła szkołę, potem studia. znalazła dobrą pracę i wyszła za mąż za człowieka, którego nie kochała. Jednak nie nienawidziła go, a gdyby nie wydarzenia z przeszłości, pewnie mogłaby go pokochać. To chyba dobrze, prawda? Jednak cały czas nie mogła zapomnieć o NIM. Wyrył się boleśnie w jej sercu, nie pozwalając starym ranom się zabliźnić.
Wiele lat później dowiedziała się, że ten przez którego wypłakała tyle łez, który nieświadomie rozbił jej serce, od dawna nie jest już z tą, przez którą tyle wycierpiała. Związał się z inną kobietą.
Czyli przepuściłam taką okazję…Ale już za późno… Nic nie zmienię…
Uśmiechnęła się do siebie smutno, a po jej policzkach popłynęło kilka łez. Cóż, tak to już w życiu bywa, nie zawsze dostaje się to czego się w danej chwili pragnie. Jednak gdy przestanie się walczyć, życie podstawi ci to pod nos a ty nawet nie zauważysz. Tak jest zwłaszcza z miłością…
~*~
Po 20 latach, na strychu wciąż tkwił stary album z czasów liceum zawierający wszystkie ich wspólne zdjęcia. Nie otworzyła go, odkąd wylewając hektolitry łez skleiła go i schowała. Nawet jej mąż nie wiedział co się tam znajduje. Jednak mimo ogromnej ciekawości nie naciskał żony. Wiedział, że jest dla niej ogromnie cenny więc nie pytał. Tłumaczył sobie, że jeśli będzie chciała to sama powie.
Nie powiedziała… jednak postanowiła wreszcie do niego zajrzeć. Pewnego dnia, 20 lat po wydarzeniach, które prawie popchnęły ją do samobójstwa, gdy męża nie było w domu zniosła zniszczony, zakurzony album ze strychu.
Usiadła wygodnie w fotelu i rozłożyła go na kolanach. Trwała tak kilka minut w bezruchu, kilkukrotnie tylko podnosząc rękę, by podnieść okładkę. Bała się. Bała się tego, co tam zobaczy. Bała się, że to jeszcze wszystko pogorszy. Tak cholernie się bała, ale otworzyła go drżącymi rękami. Gdy tylko z pierwszej strony spojrzała na nią jego roześmiana twarz, poleciały pierwsze łzy pozostawiając nowe ślady na już zniszczonych przez wodę i czas kartkach. Kolejne zdjęcia wywołały kolejne strumienie łez. Z trudem przewracała kartki, każdej pozostawiając kolejne słone ślady. Tak doszła aż do okładki i podpisu
W nadziei, że kiedyś uda się zapomnieć…
Oraz data… Przeraziła się, widząc, że minęło już tyle czasu.
- Czyli jestem aż taka stara? – spytała na głos samą siebie, uśmiechając się do albumu i ścierając wciąż spływające po policzkach słone krople. Po chwili namysłu chwyciła długopis i naskrobała te kilka zdań.

Serca jednak nie są z marcepanu, tylko ze szkła. Kiedy raz pękną, nie da się już przywrócić im dawnej postaci. Można próbować, ale nigdy nie zapomni się, że się kocha

Data, podpis


Album wrócił na strych. Tam pozostał zapewne do dziś, strzegąc jej tajemnicy, której nie ujawniła przez całe życie i której miejmy nadzieję, nikt nigdy nie odkryje.




THE END

czwartek, 10 kwietnia 2014

Pomysł Justyny

Macie wklejam am tu żeby każdy widział, bo już mnie checie znaleźć i poćwiartować a tego bym nie chciała, wracam do nauki bajo xd



"Napisałam dalszą część tej mojej zmyślonej historii xd Mi tam się nie podoba ale chciałabym znać wasze zdanie. Może nie jest tak źle i dziewczyny coś z tego wykorzystają ;)"

Cz.1
Pogoda się nie zmieniała. Na dworze panowała burza wraz z piorunami i grzmotami. Biedna Laura cała przestraszona siedziała na kanapie w domu Lynch'ów tuląc swoje kolana. Vanessa wraz z Rikerem zaszyli się gdzieś w domu a Ross robił coś w kuchni. Nagle z dworu dobiegł młodszą Marano ogromny grzmot, na co dziewczyna zaczęła się drzeć:
-Aaaaaaa!!!!!- krzykom dziewczyny nie było końca. Do salonu wparował Ross. Przestraszył się wrzasku Laury więc szybko przybiegł jej "na ratunek". Co prawda można by się przy tym zastanawiać. Oboje się nienawidzą a jego pierwszą reakcją nie było opieprzenie dziewczyny za to że zakłóca mu spokój, lecz przybycie jej na pomoc. Chociaż.... nie... jego reakcja jednak wyglądała trochę inaczej. Chłopak wrzasnął:
-Czego się drzesz?! Chcesz bym zawału dostał?! Opanuj się dziewczyno i weź się w garść! To tylko burza! Czego ty się do cholery jasnej tak boisz, hę?! -opieprzył dziewczynę Ross.
-Ja...ja...-Laura próbowała coś z siebie wydusić, lecz niestety na marne. Strach przejął górę. Lecz po jakieś chwili odzyskała głos więc postanowiła się postawić Lynch'owi- Boję się burzy i co?! Nie słyszałeś tego grzmotu?! A gdyby coś się nam stało?! Ty uważasz to za zwykłą burzę, lecz ja nie!!! Zobaczymy co powiesz jak komuś coś się złego przydarzy...
-Yhym... Jasne... już nie pier*** takich głupot!! Siedź lepiej cicho bo mi łep pęka!
-I dobrze, może eksploduje!
-Uważaj żeby tobie nie eksplodował!
-Ja się nie mam o co martwić. Wracam do domu- powiedziała Laura podnosząc swoje szanowne cztery litery z kanapy.
-Oszalałaś?! W taką pogodę chcesz teraz wracać do domu?! Nie ma mowy! Nie puszczę cię!- krzyknął blondyn zastawiając drzwi wejściowe swoim ciałem.
-Ooo! A teraz zrozumiałeś jakie niebezpieczeństwo może stwarzać taka pogoda? Wypier***aj stąd! Chcę wyjść!- wrzasnęła dziewczyna próbując odsunąć chłopaka od wyjścia.
-Powiedziałem coś! Zostajesz i tyle!- mówiąc to Ross wziął Laurę na ręce przerzucając ją sobie przez ramię i kierując się w stronę sofy, gdzie planował ją odłożyć.

Cz.2
-Puszczaj mnie debilu! Ja chcę do domu! Rydel! Van! Ratunku!!!- darła się młodsza Marano waląc przy okazji blondyna w plecy. Chłopak położył ją na kanapie.
-Przestań już się zachowywać jak dziecko i siedź tu!- krzyknął Ross tak poważnie że brunetkę zatkało. Odpuściła sobie wszelkie wyrywanie się lub uciekanie. Po prostu usiadła na kanapie tuląc swoje kolana (tak jak na początku)- No i tak ma być!
Ross wrócił do kuchni zostawiając brunetkę znów samą. Dziewczyna była bardzo zmęczona, z resztą nie dziwmy się, była już godzina 22:00 a mijający dzień do spokojnych nie należał. Co prawda nadal bardzo się bała, lecz postanowiła nie myśleć o tym. Ułożyła się wygodnie na kanapie okrywając się kocem po sam czubek głowy. Po chwili już zmorzył ją sen.
W tym czasie Ross robił sobie w kuchni kolację, gdyż uświadomił sobie że dzisiaj prawie nic nie tknął. Zjadłszy kanapkę i wypiwszy herbatę udał się do salonu. Zobaczył że Laura już zasnęła więc postanowił nie budzić jej i pójść do łazienki z zamiarem wzięcia szybkiego prysznica. Następnie udał się do swojego pokoju i poszedł spać.
Następnego dnia rano najwcześniej ze wszystkich wstała Rydel. Na szczęście dzisiaj pogoda było o niebo lepsza, gdyż świeciło słońce. Blondynka wzięła do ręki ciuchy i poszła do łazienki. Tam umyła się, ubrała, umalowała i uczesała. Wyszykowana zeszła na dół z zamiarem zrobienia dla swojej rodzinki śniadania. Gdy już znalazła się w salonie zobaczyła Laurę śpiącą pod kocem na sofie. Po cichu udała się w stronę kuchni. Na śniadanie zrobiła naleśniki z bitą śmietaną i owocami, gdyż był to ulubiony przysmak zarówno Lynch’ów jak i sióstr Marano. Zanim skończyła je robić w kuchni znaleźli się już prawie wszyscy, a mianowicie Rocky, Vanessa, Ratliff, Riker oraz Ryland. Ross jeszcze sobie smacznie spał na górze a Laura na dole. Wszyscy zachowywali się jak najciszej aby ich nie obudzić. Cała szóstka zasiadła przy stole konsumując zrobione przez Delly naleśniki. Wtem odezwał się najstarszy z obecnego zgromadzenia:
-A tych co tak na spanie wzięło? Śpią i śpią... Może jednak ich obudzimy? Już jest 10!
-Nie... Mam lepszy pomysł!- powiedziała z szatańskim uśmiechem Vanessa a następnie przedstawiła swój plan innym- A więc tak... Rocky! Ty weźmiesz Laurę na ręce i zaniesiesz ją do pokoju Ross’a.
-A dlaczego ja mam to zrobić a nie na przykład Riker?!- Rocky szukał zaczepki.
-Bo ciebie o to proszę więc lepiej rób co mówię i mi teraz nie przerywaj! A więc tak jak mówiłam Rocky zaniesie Laurę do pokoju Ross’a. Położymy ją obok niego. Będą nieźle przestraszeni jak się obudzą w swoich objęciach!!
-Van! To jest genialne!- pochwaliła ją Rydel
-Hahahahahah no wiem... wszystkie moje plany są genialne.
-Jaka skromna...- powiedział z ironią w głosie Riker.
-Coś ci nie pasuje?- spytała lekko podenerwowana starsza Marano.
-Nie... nic, nic... Dobra lepiej weźmy się do roboty bo zdążą się obudzić a druga taka okazja może się więcej nie zdarzyć.- powiedział blondyn i udał się z resztą do salonu. Rocky wziął dziewczynę na ręce i skierował się ku schodom prowadzącym na pierwsze piętro, gdzie mieściły się pokoje, w tym też pokój Ross’a...
Rydel otworzyła drzwi przed chłopakiem niosącym dziewczynę na rękach. W pokoju było dość ciemno, gdyż rolety były pozasuwane. Na szczęście Ross jeszcze spał więc teraz nic nie stało na przeszkodzie aby plan wypalił. Blondyn był lekko przykryty kołdrą więc Riker podniósł ją do góry tak aby zrobić miejsce dla Laury. Rocky położył dziewczynę jak najbliżej Ross’a. Vanessa postanowiła zrobić coś jeszcze lepszego... A mianowicie wzięła delikatnie ręce młodszej Marano i oplotła je wokół torsu blondyna. Zaś jego ręce położyła na dziewczynie. Ellington przyniósł aparat i pstryknął Raurze parę zdjęć aby upamiętnić tą chwilę. Wszyscy zaśmiali się pod nosem i opuścili pomieszczenie. Zeszli na dół do salonu, gdzie wybuchnęli głośnym i nieopanowanym śmiechem.
-Już się nie mogę doczekać jak zobaczę ich miny gdy się obudzą przytuleni!- powiedziała przez śmiech Van.
-Hahahahahhahaha! Ja też! Ale się na nas wkurzą...-zaczęła Rydel

Cz.3
-Zwalimy wszystko na Van! W końcu to był jej pomysł!- powiedział Riker.
-Ale w realizację tego pomysłu włączyli się wszyscy! Więc wina jest po każdego stronie!- broniła się Marano.
-Nieprawda! Ja nic nie robiłam, więc jestem oczyszczona z wszelkich zarzutów!- odezwała się Delly.
-A ty co siostra, w prawnika się bawisz? Z resztą mylisz się! Otworzyłaś mi drzwi jak szedłem z Laurą na rękach do pokoju młodego. Czyli się jednak też do tego przyczyniłaś!- wygarnął blondynce Rocky- Riker odsunął kołdrę a Ell zrobił zdjęcie. Jedyną niewinną osobą jest tutaj Ryland! To jemu się nie oberwie jak coś.
-Hahahahahahah czyli ja jako jedyny przeżyję?!- po chwili mina Rylanda zrzędła- Nie!! Nie zostawiajcie mnie samego z nimi!! Proszę!!!- darł się Ryland klękając i całując stopy Rydel.
-Młody wstawiaj! Nikt nikogo tutaj nie zostawi! Przecież my sobie tylko żartujemy! Myślisz że na serio Ross i Laura będą chcieli nas zabić?- spytała się blondynka podnosząc najmłodszego Lynch’a na równe nogi. Następnie chłopak bez słowa opuścił pomieszczenie zostawiając w nim zdziwione rodzeństwo, Vanessę i Ell’a.
-Okey... To było dziwne- stwierdziła Van.
-I to bardzo dziwne!- przytaknęła jej reszta zgromadzenia.
-Może coś porobimy? Do czasu aż Raura się nie obudzi i nóg z dupy nie powyrywa...-zaproponował Riker.
-Hmm... to może butelka?- zaproponował Ratliff.
-Pewnie! Czemu nie. Ale grajmy tylko na wyzwania! Będzie ciekawiej...- powiedział Rocky z szatańskim uśmiechem. Wszyscy się zgodzili i rozpoczęli grę.
W tym czasie Laura i Ross dalej spali przytuleni do siebie. W pewnej chwili dziewczynę obudziły śmiechy i krzyki dobiegające z dołu. Nie spała już ale oczy dalej miała zamknięte. Poczuła miły zapach drogich męskich perfum, które skądś kojarzyła... Ross też już nie spał lecz tak jak dziewczyna wciąż miał zamknięte oczy. Nie umknął mu bardzo ładny zapach damskich perfum, który unosił się pod jego nosem. W pewnym momencie oboje postanowili otworzyć oczy. Laura zauważyła przed sobą goły tors, do którego była „przyklejona”. Uniosła lekko głowę do góry by zobaczyć twarz owej osoby... Był nim nie kto inny jak Ross, oczywiście, który w tym momencie patrzał z lekkim przerażeniem na brunetkę.
-Emm... Co ty tu robisz?- spytała Laura.
-Mógłbym cię zapytać o to samo. Nie przypominam sobie abym szedł z tobą do mojego pokoju spać. O ile dobrze pamiętam zasnęłaś na kanapie w salonie...- odpowiedział dziewczynie blondyn.
-Też mi się tak wydaje... Na 100% nie było to lunatykowanie...- Laura zamyśliła się chwile. Oboje nawet nie zauważyli że przez cały ten czas są do siebie przytuleni. Nie przeszkadzało im to więc gdy się zorientowali i tak udawali że tego nie widzą- ktoś musiał mnie tu przenieść!!
-A kto niby??
-No nie wiem.. Może to byłeś nawet ty...
-Co?! Jestem tak samo zaskoczony twoją obecnością w moim łóżku jak ty! Nie, to nie byłem ja.
Wtem usłyszeli głośne śmiechy dochodzące z salonu. Laura oderwała się od chłopaka i podeszła do drzwi aby nasłuchiwać. To co dziewczyna usłyszała, okazało się odpowiedzią na nurtujące ją od chwili otworzenia oczu pytanie.
-Hahahahahah dobra koniec! To jak Rocky? Zrobisz to czy nie?- po głosie Laura rozpoznała swoją siostrę mówiącą do wspomnianego Rocky’ego.
-No nie wiem... Laura mnie zabije jak się przyznam do tego że ja to wymyśliłem... Chociaż dobrze wiesz że powinna zabić ciebie!- tu brunetka rozpoznała głos bruneta. Już rozumiała o co im chodzi. W głębi duszy kipiała ze złości, lecz postanowiła zacisnąć zęby oraz pięści i słuchać dalej.

Cz.4
-Dlatego muszę się jakoś uchronić, a ta butelka na zadania to był naprawdę świetny pomysł! Idealny aby kogoś wkopać w to! Gdyby się Laura dowiedziała że to był mój pomysł aby ją przenieść do łóżka Ross’a nie odzywałaby się do mnie przynajmniej przez tydzień!- po tych słowach młodsza Marano, która dalej stała przy drzwiach do pokoju Ross’a, nie miała żadnych wątpliwości co do tego kto to wymyślił.
-No to wszystko jasne....- odezwał się za nią jakiś głos, dobrze jej znany. Dziewczyna jednak przestraszyła się i odskoczyła. Oczywiście stał za nią Ross.
-Możesz przestać tak robić?!- krzyknęła tak aby wyrazić swoje niezadowolenie, ale również tak by zgromadzenie na dole jej nie usłyszało.
-Ale jak?
-No skradasz się, stajesz za mną i szepczesz mi do ucha...
-Ahaa.... Nie.
-Ale co nie?
-Nie mogę przestać tak robić.
-A to niby czemu?
-Bo wiem, że tak lubisz. Pociąga cię to! I nie kłam mówiąc że tak nie jest.
-Ale tak nie jest!- powiedziała dziewczyna trochę rozproszona bliskością blondyna, który do tego nadal był bez koszulki.
-Kłamiesz! Wiem że za każdym razem jak jestem przy tobie bez koszulki krępujesz się, kiedy szeptam ci do ucha dostajesz przyjemnych dreszczy, a kiedy jesteś do mnie przytulona czujesz się bezpiecznie i dobrze. Nie mów mi że to nie prawda, bo sama w to nie wierzysz. Taka jest prawda- chłopak mówił to coraz bardziej się przybliżając do dziewczyny. Ona się oddalała aż natrafiła na ścianę. Przez cały ten czas patrzyli sobie w oczy. Brunetka słuchała uważnie słów blondyna chociaż zatonęła w jego oczach i wydawałoby się że w cale go nie słucha. Lecz tak nie było. Dziewczynę zatkało. Była bardzo zaskoczona tymi słowami, a najbardziej tym że rzeczywiście tak było jak mówił blondyn. Stała cały czas patrząc w jego oczy. Próbowała coś z siebie wykrztusić, lecz nie potrafiła. Kompletnie odebrało jej mowę. Nie potrafiła nawet się poruszyć. Ross zbliżył się jeszcze bardziej do Laury i chwycił lekko w pasie- Widzisz? Nawet temu nie zaprzeczysz, bo dobrze wiesz że tak jest.
Te słowa również do niej dotarły. Chłopak zaczął zbliżać swoją twarz to twarzy brunetki. Kiedy dzielił ich już może z centymetr Ross się zatrzymał. Dziewczynę bardzo zdziwił ruch blondyna, dlatego postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i wbiła się w jego usta. Zaskoczyło to chłopaka lecz również ucieszyło że dziewczyna jednak tego chciała, gdyż myślał zbliżając się do niej że jest inaczej bo stała bez ruchu. Laurę zaś zaskoczyło to że udało jej się wykonać jakikolwiek ruch. Chwilę temu przecież stała jak sparaliżowana, a teraz pocałowała Ross’a. Dziewczyna oplotła swoje ręce na szyi blondyna, a on bardziej przycisnął ją do siebie. Oderwali się od siebie aby nabrać powietrza i znów zanurzyli w kolejnym pocałunku. Bardzo im się to spodobało i żaden z nich nie chciał przerywać tej chwili. Ross podniósł Laurę i nie przerywając całowania szedł z nią w stronę łóżka, na którym ją położył. Oboje kompletnie zapomnieli o tym że przecież się nienawidzą, a Laura zapomniała o tym co miało miejsce dwa dni temu, kiedy to Maia przyszła i zaczęła gadać różne rzeczy o sobie i Ross’ie, co ma zamiar z nim dokończyć. Na tą chwilę liczyło się dla nastolatków tylko to aby skorzystać z tej chwili jak najlepiej. Ross położył się na Laurze, lecz podtrzymywał się rękami aby jej nie przygnieść. Oderwał się od ust brunetki i zaczął całować szyję, dziewczyna zaś oplotła swoje nogi na jego plecach i znów zanurzyli się w pocałunku.
Trwali by tak na pewno dłużej, gdyby nie usłyszeli kroków oraz rozmów dobiegających z korytarza. Raura szybko się od siebie „odkleiła” i wstała na równe nogi. Do pokoju weszła Van, Rocky, Riker, Rydel, Rydel oraz Ratliff. Laura była dalej wściekła na swoją siostrę za ten jej pomysł przeniesienia młodszej Marano do pokoju Ross’a. Wtem odezwał się Rocky:
Cz.5
-Laura.... bo ja... muszę ci się do czegoś przyznać...-Chłopak próbował jakoś zacząć rozmowę, lecz niezbyt mu to wychodziło gdyż zaczął się jąkać. Bał się że brunetka po tym jak on się przyzna do tego że to był jego plan rzuci się na niego i będzie chciała coś mu zrobić. Brunet wziął dwa głębokie oddechy i mówił dalej- Bo to był mój pomysł aby cię tu przynieść....
W tym momencie w Laurze już się gotowało. Dziewczyna przecież dobrze wiedziała że to nie był pomysł Rocky’ego, lecz jej kochanej siostruni Van. Brunetka próbowała się uspokoić. Liczyła w myślach do dziesięciu, lecz gdy doszła do trzech nie wytrzymała i rzuciła się na siostrę z zamiarem wydrapania jej oczu. Wszystkich to zaskoczyło, ale pozbierali się i zaczęli odciągać od siebie siostry Marano. Ross złapał Laurę i trzymał mocno. Riker zaś zajął się Vanessą.
-Lau! Co ci do cholery jasnej odbiło?!- krzyczała dalej lekko przestraszona Vanessa.
-Ja wiem że to nie był pomysł Rocky’ego! Podsłuchiwałam was jak graliście w butelkę i słyszałam jak dałaś mu za zadanie aby wziął całą winę na siebie! Następnym razem mów trochę ciszej siostrzyczko, bo naprawdę trudno było tego nie usłyszeć! Słyszałam też jak mówiliście że to był właśnie twój pomysł! Ty wredna małpo! Jak mogłaś?!- Lau zaczęła się wyrywać, lecz Ross, który dalej trzymał dziewczyną, był od niej silniejszy i tylko przycisnął dziewczynę do siebie mocniej aby ta się nie wyrywała.
-Lynch! Puszczaj mnie! Ja już jej nogi z dupy powyrywam!- darła się Laura.
Rodzeństwo uznało że lepiej będzie zabrać Van od Laury, więc wszyscy wyszli. W pokoju została tylko Laura z nadal trzymającym ją Ross’em.
-I jak? Ochłonęłaś już?- spytał blondyn.
-Tak- odpowiedziała Lau- Możesz już puścić.
Chłopak niepewnie zaczął puszczać dziewczynę. Lecz gdy nie okazywała żadnych ruchów, które mogły by przypominać że chce uciec z ulgą lekko się od niej odsunął i rzucił się na łóżko. Laura nie wiedziała co ma teraz zrobić. Mogłaby wyjść, ale bała się kolejnego spotkania z siostrą. Stała po prostu w miejscu miętoląc swoje włosy. Ross zauważył skrępowanie dziewczyny, więc postanowił posunąć się aby zrobić miejsce dziewczynie. Brunetka zrozumiała gest blondyna i podeszła do łóżka. Położyła się obok na plecach i zaczęła rozmyślać. Miała mętlik w głowie, gdyż uświadomiła sobie że spędziła jedną z najcudowniejszych chwil w swoim życiu z chłopakiem, którego nienawidzi. „Jak to możliwe! Ross to jest największy idiota i debil na świecie! Może mi się tylko to wydaje że było mi tak dobrze? Tak! Tylko mi się wydaje! Po prostu coś sobie ubzdurałam! On nadal jest moim wrogiem numer 1 i wydaje mi się że zawsze nim będzie!”-te słowa mówiła do siebie brunetka leżąc wciąż na łóżku Lynch’a.

MOŻESZ NAPISAĆ CIĄG DALSZY JUSTNA :D!



wtorek, 1 kwietnia 2014

Rozdział 20 "Miska, ucho i tajemniczy nieznajomy"

No więc jakoś udało nam się naskrobać rozdział wcześniej :D wymagało to od nas sporo zachodu, ale wspólnymi siłami coś z tego wyszło. Pamiętajcie, że prawdziwy powrót przypada na początek czerwca, matury kończą się (bodajże) 30 maja, więc nie pytajcie kiedy następny rozdział. Na pewno nie w następną sobotę. A teraz już po prostu życzymy z całą ekipą miłej lektury! ^u^

Z perspektywy Laury
Obudziłam się rano..  chociaż nie wiem czy można to nazwać rano bo z tego co zauważyłam na zegarku widniała 13.00....  To pechowa liczba,  nigdy jej nie lubiłam, zawsze źle mi się kojarzy. Rozejrzałam się dookoła i z tego co czaiłam nie był to mój pokój.

TROLOLOLOLOLOLOLOLOOOOO!!!!
PRIMA APRILIS, LAMY! XD
HAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHA BEKA RZYCIA, IS DEEEE
CIASTECZKO POZDRAWIA! ;***

Ok, to było wredne... Ale sama zostałam dziś (dokładnie przed chwilą) równie wrednie wrobiona, więc musiałam się odegrać. ;______;
(-Ej, Ciasteczko! Bleach wraca we wrześniu! Będzie 2. seria, jezu kjaaa!!!!
ja: o boże, o boże! *piszczę, skaczę, śmieję się jak głupia. sprawdzam wszystkie strony, fanpage, fora, tumblra, gdziekolwiek mogą coś wiedzieć... ni ma....*
-PRIMA APRILIS, XD)
Jezu zwierzam się na blogu, na serio jest ze mną źle ;______;

No a teraz pochwalcie się jak WAS wrednie wrobili tego dnia ;) Moja klasa wymyśliła dzisiaj że na matmie wszyscy zgłaszamy nieprzygotowania, a potem PRIMA APRILIS! (haha beka jak na pogrzebie .-.) I wiecie co się stało? XD pani powiedziała, że dzisiaj nie sprawdzi nam pracy domowej! >o< (a akurat wyjątkowo miałam ;---;)
 +opiszcie swoją reakcję na mój bardzo śmieszny żart XD
No i czekajcie dzielnie na ten nieszczęsny rozdział. Coś tam już się powoli skrobie. Ostatnio namnożyło mi się troszku wolnego czasu i w najbliższych dniach zamierzam wykorzystać go zwłaszcza na pisanie. Niestety, Niewi jest totalnie zarobiona i w sumie od dawna nie miałam z nią za bardzo kontaktu. Cały czas się uczy, bidula ;c  Tak więc ten rozdział powstanie najprawdopodobniej wyłącznie dzięki mnie i Asi. Ale dobre i to, prawda? :)
A ja poszłam do harcerstwa! *O* ciekawe, jak to będzie ;3
Dodam jeszcze że to co widzieliście na początku to prawdziwy początek nowego rozdziału, za to tytuł jest całkowicie fejkowy. Były to 2 pierwsze rzeczy o których pomyślałam i żeby odrobinę podbudować waszą ciekawość dodałam tajemniczego nieznajomego XDDDD
Całusy! ;***
~Ciasteczkowy <3

A teraz do nauki, dzieci! ._________.